1. Wyprawa/Drużyna Pierścienia (Ks.I / Ks.II)
2. Dwie Wieże (Ks.III / Ks.IV)
3. Powrót Króla (Ks.V / Ks.VI)
Dwie Wieże III, 1; s. 14
Ted Nasmith Aragon Bids Farewell, the Death of Boromir
"Ani Pippin, ani Merry nie zapamiętali wiele z późniejszego etapu marszu. Straszne sny i równie straszne przebudzenia splątały się jakby w długim czarnym tunelu udręki, a iskierka nadziei została daleko w tyle i błyszczała coraz niklej. Biegli, biegli wciąż, usiłując dotrzymać kroku orkom, smagani co chwila nachajkami, których oprawcy używali z okrutną zręcznością. Jeżeli któryś jeniec ustawał lub potykał się w biegu, kilku orków chwytało go za ramiona i wlokło przez czas jakiś przemocą"
Dwie Wieże III, 3; s. 64
"- To jest dom entów, nie ma w nim niestety krzeseł, ani stołków - rzekł. - Ale
możecie usiąść na stole.
I podniósłszy hobbitów posadził ich na wielkiej kamiennej płycie, wzniesionej na sześć stóp
ponad dno groty. Tak siedzieli z nogami dyndającymi w powietrzu i małymi łykami popijali z
kubków. Płyn wyglądał jak woda i smakował też niemal tak samo jak woda, którą zaczerpneli z
Rzeki Entów zaraz po wejściu w granice Fangornu, lecz miał jeszcze jakiś dodatkowy zapach
czy może przyprawę, nie znaną hobbitom. Smak ten, bardzo zresztą nikły, przypominał im woń
leśną, płynącą z daleka w chłodnym powiewie nocnego wiatru. Skutek zaś tego napoju odczuli
najpierw w palcach u nóg, a potem wrażenie świeżości i niezwykłej siły stopniowo ogarniało
całe ich ciała, aż po czubek głowy; tak, bo nawet włosy podniosły im się na głowach,
zafalowały, zwineły się w kędziory, zaczęły rosnąć."
Dwie Wieże III, 4; s. 92
Tim Nasmith Wellinghall
"Mineła już północ. Niebo było zupełnie czarne, a cisza w dusznym powietrzu zapowiadała
burzę. Nagle oślepiająca błyskawica rozdarła chmury. Piorun roszczepił się na szczycie od
wschodu.
W olśniewającym rozbłysku czuwający na murze wojownicy zobaczyli całą przestrzeń między
między grodem a szańcem, zalaną białym światłem, w którym kipiało i roiło się mrowie orków:
jedni przysadziści, grubi, inni wysocy i chudzi, a wszyscy w spiczastych hełmach i z
czarnymi tarczami. Coraz to nowe setki wdzierały się przez szaniec i cisneły się w przerwie
wałów. Ciemna fala wzbierała od skały do skały aż po mur. Po dolinie przetoczył się grzmot.
Lunął deszcz."
Dwie Wieże III, 7; s. 175
Alan Lee Helmowy Jar
"Cały wewnętrzny krąg, zalany wodą, wyglądał jak kocioł pełen wrzątku, w którym kołyszą się
i migotają przeróżne szczątki, belki, słupy, skrzynie, beczki i rozbite narzędzia. Pogięte,
wyłamane filary sterczały rozszczepionymi głowicami z topieli, lecz drogi były pod wodą. Na
pół przesłonięta oparami skalista wysepka majaczyła jakby w wielkiej dali. Wciąż jeszcze
czarna i smukła wieża Orthank stała nie tknięta przez burzę. Jasna fala lizała jej podnóża.
Król i jego towarzysze patrzyli na to w osłupieniu. Rozumieli już, że potęga Sarumana legła
w gruzach, lecz nie mogli pojąć, jak to się stało. Kiedy po chwili odwrócili wzrok ku
sklepieniu nad rozbitą bramą, zobaczyli tuż obok olbrzymie rumowisko, a na nim dwie drobne
figurki, wyciągnięte wygodnie w swobodnych pozach, w szarych płaszczach, ledwie widoczna na
kamieniach. Przy nich stały butelki, miski i talerze, jak gdyby dopiero co zjedli obfity
posiłek i teraz odpoczywali po trudzie. Jeden, jak się zdawało, spał, drugi, oparty plecami
o skalny złom, założył nogę na nogę, a ręce pod głowę, wydmuchiwał z ust długie pasma i małe
pierścionki lekkiego, niebieskiego dymu."
Dwie Wieże III, 8; s. 205
Michael Herring Na ruinach Isengradu
Dwie Wieże IV, 1; s. 269
Ted Nasmith No Way Down
"Wracając pośpiesznie, Sam potknął się zahaczywszy nogą o jakiś stary korzeń czy o sterczącą
kępę. Upadł ciężko, wyciągając przed siebie ręce, które zapadły głęboko w ciemną maź; twarz
jego znalazła się tuż nad powierzchnią czarnego rozlewiska. Rozległ się syk, wioneło
cuchnącym oparem, światełka zamigotały, zatańczyły, zawirowały. Przez jedno okamgnienie
czarna tafla wody wydała się oknem powleczonym ciemną, brudną glazurą, przez które zajrzał
do wnętrza. Wyszrpał ręce z błota i odskoczył z krzykiem. (...)
- Kto tam jest? Co? - pytał Sam dygocąc i odwracając się do Froda, który stał teraz tuż za
nim.
- Nie wiem - odparł Frodo sennym głosem. - Ale ja także coś widziałem. W stawach, kiedy się
świece palą. Głęboko, głęboko pod czarną wodą widać wszędzie blade oblicza. Widziałem.
Twarze posępne, złe, inne zaś szlachetne i smutne. Wiele dumnych i pięknych, wodorosty
wplątały się w ich srebrzyste włosy. Ale wszystkie martwe, rozkładające się i zgniłe. Jarzą
się okropnym światłem. - Frodo zakrył dłońmi oczy. - Nie wiem, kto to jest, zdawało mi się,
że rozróżniam ludzi i elfów, ale prócz nich także orków."
Dwie Wieże IV, 2; s. 302
Ted Nasmith Through the Marshes
"Rozległy się krzyki i nawoływania, a wśród nich Sam dosłyszał przenikliwy ryk, jakby trąby.
Potem ziemia zadrżała i zadudniła głucho jak pod ciosami olbrzymich taranów.
- Czuwaj! Czuwaj! - krzyknął Damrod do swego towarzysza. - Oby ich Valarowie odpędzili na bok!
Mumak! Mumak!
Ku zdumieniu, zgrozie, a wreszcie i radości Sama spomiędzy drzew wychynął ogromny zwierz i
puścił się pędem ze wzgórza w dół. Wielki, większy niż dom, znacznie większy wydał się
hobbitowi; szara ruchoma góra. Strach i podziw, być może, powiększały stwora w oczach Sama,
lecz Mumak z Haradu był naprawdę olbrzymią bestią; na całym Śródziemiu nie spotyka się nic
podobnego. Dziś żyjące jego potomstwo daje ledwie słabe wyobrażenie o zwroście i majestacie
przodków. Biegł prosto na kryjówkę hobbitów, w ostatniej chwili zakołysał się i odsunął
błyskawicznie, mijając ich o parę kroków. Ziemia pod nim drżała, nogi miał grube jak drzewa,
uszy rozpostarte niczym żagle, nos wydłużon na kształt węża prężącego się do skoku, małe
czerwone oczka płonące gniewem. (...) Wkrótce zniknął hobbitom z oczu, tylko głos trąby i
grzmot kroków długo dochodził jeszcze z oddali. (...)
Sam westchnął głośno.
- Olifant! - powiedział. - A więc olifanty istnieją i jednego z nich widziałem na własne oczy.
Co za świat! Ale w domu i tak nikt mi nie uwierzy."
Dwie Wieże IV, 4; s. 346
John Howe Mumak
"Jakby zbudzona tym wątłym okrzykiem z lubieżnego rozmarzenia, Szeloba z wolna obróciła na Sama okrutne, złośliwe spojrzenie. Lecz zanim zdążyła zrozumieć, że czeka ją rozprawa z męstwem, jakiego od niepamiętnych czasów nie spotykała u swych przeciwników, lśniące ostrze dosięgło jej stopy odrąbując pazur. Sam skoczył między nogi poczwary i błyskawicznym ruchem dźgnął w straszliwe oko, którego mógł dosięgnąć, bo poczwara miałą głowę pochyloną. Jedno oko zgasło."
Dwie Wieże IV, 10; s. 434
John Howe Sam and Shelob
Powrót do początku strony
Następny tom
Powrót na stronę główną